Kto wygra wybory w Iranie?
Mahmoud Ahmadinejad skończył właśnie dwie kadencje prezydenckie – osiem lat u władzy w Iranie. Jego prezydentura doprowadziła do jeszcze bardziej zaciętej walki dyplomatycznej pomiędzy Iranem a światem Zachodnim i znacznej deprecjacji irańskiej gospodarki. Jego negowanie prawdziwości holokaustu i niepohamowana retoryka nienawiści doprowadziła wielu w Tel Avivie i Waszyngtonie do coraz bardziej zagożałej kampanii dążącej do ataku na irańskie instalacje nuklearne i ostatecznego zniszczenia reżimu klerykalnego w Teheranie.
Dzisiejsze wybory prezydenckie w Iranie to dzień szczególny. Wszyscy kandydaci dopuszczeni przez Radę Strażników Konstytucji – grono 12-stu islamskich prawników wyselekcjonowanych przez Najwyższego Przywódcę Iranu Ajatollaha Ali Khamane’i i irański parlament – do udziału w wyborach chcą zerwania ze stylem polityki Mahmouda Ahmedinejada.
Warto jednak pamiętać, że rola irańskiego prezydenta w kwestiach polityki zagranicznej, bezpieczeństwa narodowego, czy też negocjacji międzynarodowych w sprawach nuklearnych jest niezmiernie ograniczona. Zgodnie z irańską konstytucją i regułą velayat-i-faqih (kuratelą islamskich prawników) to Ali Khamane’i – najwyższy przywódca religijny kraju – decyduje o niemal wszystkich sprawach najwyższej wagi państwowej. Wynik dzisiejszych wyborów mógłby jedynie pomóc zmienić ton z jakim prowadzi się obecne negocjacje międzynarodowe.
Do przedwczoraj sytacja była raczej jasna – wybory prezydenckie przypominały bardziej walkę pomiędzy neo-principlistami (ultrakonserwatyści) o głos Najwyższego Przywódcy niż prawdziwe demokratyczne wybory prezydenckie. Dziś jednak on sam nie poparł oficjalnie żadnego z kandydatów. Konserwatyści mają obecnie ogromny problem bo nawet ci, którzy stworzyli koalicje wyborcze, tak jak to miało miejsce z Koalicją 2+1 Velayati i Ghalibaf’a, nie są wstanie zjednoczyć ruchu konserwatywnego.
To może być dla nich bardzo bolesne w obecnej sytacji, gdzie od dwóch dni Hassan Rowhani staje się coraz silniejszym reprezentantem bloku reformacyjnego. Rowhani pomimo że jest politykiem centrystycznym i członkiem irańskigo kleru stał się w ostatnich dwóch dniach wizerunkiem ruchu reform. Sam też zaczął on nawoływać do zmiany obecnych stosunków międzynarodowych z Zachodem, uwolnienia więźniow politycznych i obalenia obecnej ideologii oporu względem Stanów Zjednoczonych. Zgodnie z paroma badaniami opinii publicznej to on jest obecnie na czele w wyborach. Badania te niemniej jednak nie są bardzo wiarygodne.
Do niedawna Saeed Jalili, obecny sekretarz Najwyższej Rady Bezpieczeństwa Narodowego Iranu i irański negocjator w sprawach nuklearnych uważany był za najważniejszego kandydata bloku ultrakonserwatywnego i faworyta przywódcy religijnego Iranu. Dziś jednak Mohammed Ghalibaf jest coraz bardziej prawdopodobnym zwycięzcą wyborów. Ten charyzmatyczny technokrat i burmistrz Teheranu ma bardzo duże poparcie w stolicy, jak i też w reszcie kraju. Wielu irańczyków cierpi obecnie przez sankcje międzynarodowe względem Iranu. To oni mówią dziś, że rok 2013 to nie czas na ideologie i opór względem zachodu, ale czas na naprawę irańskiej gospodarki i lepszą sytuację finansową w kraju.
Saeed Jalili ma mało do zaoferowania tym, którzy chcą naprawy stosunków z Zachodem. Jego mottem jest opór „amerykańskiemu szatanowi”. Dla Jalili’ego sankcje gospodarcze to dar dla irańskiej ekonomii, która w jego oczach musi stać się całkowicie samowystarczalna i niezależna od innych państw. W czasach społeczeństwa globalnego taka ideologia to recepta na dalsze pogłębienie kryzysu ekonomicznego i politycznego. To również ideologiczny powrót do obalonej pod koniec lat 80-tych rewolucyjnej polityki „Ani Zachód, ani Wschód”, przy użyciu której imam Khomeini próbował odizolować całkowicie Iran od świata zewnętrznego i typowego dla Zimnej Wojny sporu o wpływy w świecie między Stanami Zjednoczonymi i Związkiem Radzieckim.
Z kolei Mohammed Ghalibaf to businessman, menadżer, i polityk zainteresowany bardziej polityką wewnętrzną i gospodarką Iranu, niż programem nuklearnym czy też sporem z USA. Jego kadencja jako burmistrz Teheranu to czas wielu inwestycji. Ma on reputację polityka, który skutecznie doprowadza do końca swoje projekty. Jako burmistrz wydłużył on między innymi teherańskie metro i autostrady, wybudował dziesięciokilometrowy tunel łączący ze sobą dwie glówne arterie dróg w stolicy. Jest to całkowicie zrozumiałe, że w tak trudnych ekonomicznie czasach w Iranie jego menadżerski sukces zdobywa mu wielu zwolenników w całym kraju. Nawet pomimo jego przeszłości w Gwardii Rewolucyjnej.
Mohammed Reza Bahonar, pierwszy vice-marszałek irańskiego parlamentu, powiedział dzisiaj że tegoroczne wybory prezydenckie zostaną „z całą pewnością” roztrzygnięte w drugiej rundzie, która zgodnie z planem powinna mieć miejsce w przyszły piątek 24-ego czerwca. Irańskie prawo wyborcze mówi, że w sytuacji gdzie żaden z kandydatów nie zdobędzie 50.1% głosów, druga runda wyborów zostaje rozpisana pomiędzy dwoma najbardziej popularnymi kandydatami.
Jeżeli faktycznie dojdzie do sytuacji, gdzie Hassan Rowhani przejdzie do drugiej rundy wyborów, atmosfera na irańskich ulicach może sie drastycznie zmienić. Pomimo, że do niedawna nie spodziewaliśmy sie protestów na miarę ostatniej Zielonej Rewolucji 2009-ego roku, w ciągu ostatnich dwóch dni kampanii wyborczej wiece Hassana Rowhani coraz bardziej przypominały kampanię Mira Hossein Mousavi i Mehdiego Karroubi cztery lata temu. „Jeżeli nas oszukacie to Iran przemieni się znowu w pola bitwy,” wiwatowali ostatnio zwolennicy reform popierający Hassana Rowhani.
Dzisiejsze wybory to rownież czas bardziej osobistej decyzji dla wielu Irańczykow, którzy są coraz bardziej pozbawieni złudzeń o demokracji w Iranie. Wielu szczególnie młodych mieszkańców Teheranu, Mashadu, czy Isfahanu musi zadecydować czy warto znowu pójść do urny wyborczej. Większość irańczyków jest przekonana o tym, że dzisiejsze wybory nie są ani wolne ani uczciwe. Nawet główny komisarz polityczny Irańskiej Gwardii Rewolucyjnej zapewnił wczoraj, że określenie „wolne i uczciwe wybory” to jedynie „propaganda szatańska Stanów Zjednoczonych”. Dla wielu islamistów wokół Ajatollaha Khamane’i „wolne i uczciwe wybory” to recepta na bunt i rebelie przeciwko reżimowi islamskiemu.
Bez względu na wyniki wyborów już sama obecna sytuacja, w której Akbar Hashemi Rafsanjani – były prezydent Iranu i jeden z założycieli Rewolucyjnej Republiki Islamskiej – pozbawiony został swojego prawa do uczestniczenia w wyborach, wskazuje na to jak mało demokratyczny jest cały ten proces.
Ajatollah Khamanei nawoływał ostanio wszystkich irańczyków do udziału w wyborach. W bardzo bezprecedensowy sposób prosił on rownież tych, którzy nie popierają obecnego reżimu klerykalnego do oddania swojego głosu. Dla przywódcy Iranu jest to niezmiernie ważne gdyż duża frekwencja wyborcza jest w jego oczach dodatkową legitimizacją obecnego reżimu i potwierdzeniem jego popularności. To dlatego wielu z członków Zielonej Rewolucji nie uda się dzisiaj do lokali wyborczych.